wtorek, 21 marca 2017

Pierwszy pobyt w szpitalu

W sobotę poczułam ból w okolicach pachwin i pleców w odcinku krzyżowym. Nie mijał, więc postanowiłam pojechać do szpitala, żeby dać się zbadać. Niezbyt trafnie wybraliśmy czas, bo na izbie przyjęć byliśmy tuż przed 19, czyli akurat wtedy, kiedy jest zmiana personelu. Nietrudno się domyślić, że lekarz nie był zachwycony koniecznością zajęcia się kolejną pacjentką. Dowiedziałam się potem, że miał za sobą 24-godzinny dyżur, tak jakby mnie to w ogóle powinno obchodzić... Był oschły i niedelikatny. Zdiagnozował skracanie się szyjki macicy i zalecił zostawić mnie na oddziale na obserwację. Z tego co udało mi się wyłapać z rozmów położnych, nie powiedział im, co konkretnie mają ze mną zrobić i to chyba one zadecydowały, żeby umieścić mnie na oddziale patologii ciąży. Do samych pań położnych nie mam żadnych zastrzeżeń. Przez całe dwa dni mojego pobytu w szpitalu w Nowym Sączu bardzo troskliwie się mną zajmowały. Odpowiadały na moje pytania i pytały o moje samopoczucie. Podobnie z resztą było z paniami salowymi, które z uśmiechem na twarzy starały się umilić mój pobyt na oddziale.
Zaraz po przyjęciu na oddział podano mi kroplówkę z magnezem i zastrzyk z celestonem, który stosuje się w zapobieganiu zespołowi zaburzeń oddychania (chorobie błon szklistych) u wcześniaków. Trochę poczytałam o tym leku i na początku przeraziłam się listą możliwych działań niepożądanych, ale potem stwierdziłam, że lekarze chyba wiedzą co robią... Następnego dnia pobytu w szpitalu znowu dostałam kroplówkę z magnezem i wieczorem kolejny zastrzyk z celestonem. Co kilka godzin do pokoju przychodziła położna, żeby skontrolować pracę serca maleństwa. Dwa razy zrobiono mi KTG, badanie polegające na monitorowaniu czynności serca płodu z jednoczesnym zapisem czynności skurczowej macicy.
W nocy z soboty na niedzielę czułam jeszcze ból w dolnej części brzucha, ale w niedzielę było już zdecydowanie lepiej i podczas wieczornej wizyty lekarskiej dowiedziałam się, że następnego dnia prawdopodobnie zostanę wypisana do domu. Od razu zrobiło mi się lepiej. W poniedziałek przed południem miałam kolejne badanie ginekologiczne i usg z dopplerem. Przyjął mnie inny lekarz, też średnio delikatny, ale przynajmniej był miły. Stwierdził, że z moją szyjką macicy jest wszystko w porządku. Badanie usg też wypadło bez zastrzeżeń, więc lekarz podjął decyzję o wypuszczeniu mnie do domu. Przy okazji dowiedziałam się, że dzidziuś waży już około 3 kg.
Ogólnie personel szpitala oceniam jak najbardziej na plus. To, czy lekarz jest jakoś szczególnie wylewny i miły czy nie, nie jest dla mnie tak ważne, jak trafna diagnoza.
Chciałabym jeszcze dodać kilka słów na temat szpitalnej diety...
Śniadanie numer 1 - 3 duże kromki białego pieczywa, 3 plastry kiełbasy krakowskiej, kosteczka masła i 1/6 pomidora
Obiad - rosół z makaronem, 2 gałki ziemniaków, smażone udko z kurczaka i buraczki ćwikłowe
Kolacja - 3 duże kromki białego pieczywa, 2 łyżki twarożku na słono, kosteczka masła
Śniadanie numer 2 - 3 duże kromki białego pieczywa, 3 plastry wędliny drobiowej, kosteczka masła i 2 duże liście zielonej sałaty
Cóż... ten chleb to jest chyba taka zapchaj dziura. Chętnie zamieniłabym proporcję pieczywa i warzyw. Na szczęście na oddziale jest lodówka, w której można sobie przechować jedzenie. Wodę też trzeba mieć swoją.
Wystrój szpitala trochę przypomina czasy poprzedniego ustroju, ale przecież nie to jest najważniejsze. Dla mnie liczy się przede wszystkim fachowa obsługa i ludzkie podejście do pacjenta. Na wszystkie inne aspekty mogę przymknąć oko. Ciekawe jak jest na porodówce? Może niedługo się przekonam i może się nie zawiodę...

Kinga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz